Ola i Miłosz – WG

W Lipsku po raz pierwszy od dawna nie mieszkamy sami w mieszkaniu, które wynajmujemy. Polecono nam wynająć WG (die Wohngemeinschaft), czyli współdzielić wynajmowaną przestrzeń z kimś składając się na wspólnie ponoszone koszty. Trochę się łamaliśmy, bo ciężko poświęcić komfort, do którego przywykliśmy. Były sensowne kwatery na Airbnb, ale ich cena – trzeba to uczciwie przyznać – była ponad dwukrotnie wyższa.

Zatrzymujemy się ostatnio na miesięczne odcinki czasu, więc pewne kompromisy i tak zawsze nas czekają: a to internet słabszy, a to ruchliwa ulica pod oknami, a to kuchnia bez zmywarki… Nie narzekamy, no ale po prostu „zawsze coś”, cytując klasyka. Tym razem zdecydowaliśmy się na dzielenie się domem z kimś, kto mieszka w nim dłużej, jest totalnym introwertykiem i kogo nie ma długimi okresami w ogóle w Lipsku, znika i pojawia się niespodziewanie. Wtedy rządzimy my i swobodniej czujemy się na wspólnych terytoriach łazienki, kuchni czy salonu.

Salon zresztą po prostu centralnie przejęliśmy od pierwszego dnia pobytu. Nasz współlokator trzyma tu swój rower, ale sam przebywa w swoim pokoju niemal cały dzień – tam śpi, je i żyje. My za to trochę się rozpanoszyliśmy czyniąc z sypialni za dnia miejsce pracy Kasi, a z salonu – moje miejsce. Wieczorami w salonie zazwyczaj puszczamy coś z Youtube’a albo film z Netflixa.


For the first time in a long time, we do not live on our own in the apartment we rent. We were advised to rent a WG (die Wohngemeinschaft), i.e. by sharing the rented space and contributing to the housing costs. It was not an easy decision to make as it is hard to sacrifice the comfort we are used to. And there were reasonable listings on Airbnb, but their price – you have to honestly admit – was more than twice as high.

In the places we recently stayed, there were always some compromises we had to live with for a month or so: either the internet connection was slow, or there was this busy street we could see from our windows, or no dishwasher in the kitchen… We are not complaining but it is never ideal. This time we decided to share the house with someone who lives there longer than us, is a total introvert and who disappears and appears unexpectedly, leaving Leipzig for longer periods of time. When this happens, we feel more at ease in the common areas of the bathroom, kitchen or living room.

In fact, we simply took over the living room from day one of our stay. Our flatmate keeps his bicycle here, but he stays in his room almost all day – he sleeps, eats and lives there. We, on the other hand, made the bedroom a place for Kasia to work during the day, and the living room – a place for me. In the evenings, the living room serves us to watch something from Youtube or a Netflix movie.