Lori i Steve – RED

Gdy wpadałem na ten pomysł z wysyłaniem kartek, wyszło, że trzeba iść na pocztę po znaczki. Oczywiście przećwiczyłem sobie wcześniej serbskie słówka – jak powiedzieć że znaczek, że trzynaście, że międzynarodowe… Zwyczajowo sprawdziłem też na mapach Google’a godziny otwarcia – wszystko OK, tylko w komentarzach nazbyt często powtarzało się słowo red.

No i tak się nauczyłem, że oczywiście to nie chodzi o nic czerwonego, tylko o kolejki.

Po wejściu do starego gmachu zdębiałem, bo rzeczywiście – na oko było tam stania na godzinę. Nerwowo zacząłem się rozglądać za jakimś automatem. Nie było. Obchodzę halę i widzę sklepik wewnątrz. Asortyment taki jak w polskich placówkach: kalendarze, przypadkowe książki, no mydło i powidło. Ale najważniejsze, że starsza pani, która coś tam załatwiała, właśnie odbierała znaczki! Byłem uratowany.

When I came up with the idea of sending cards, it turned out that you have to go to the post office to get stamps. So, naturally, I practiced Serbian words for the occasion – how to say stamp, thirteen, international… I checked the opening hours on Google Maps – all OK, except for the comments section where the word „red” was repeated too many times.

And so I learned that of course it’s not about the color red, it’s about queues.

After entering the old building I was dumbfounded, because indeed – there was a line for one hour of standing there. I started to nervously look around for a vending machine. None was found. Walking around the hall I noticed a little shop inside. The assortment was similar to what can be seen in Poland: calendars, random books, everything from soup to nuts. But the most important thing is that an elderly lady who stood there before me paying for something, just received stamps! I was saved.